piątek, 8 listopada 2013

Listopad

Dawno nie pisałam nic a nic. W październiku skończyłam lampy, miałam ich 15, poza tym, że wysuszyła mi się skóra na szyi i wyglądałam jakbym z brudną chodziła nic się nie działo. No jeszcze włosy na karku mi wypadły, ale że to tak u dołu głowy to nawet nie rzuca się w oczy. Ogólnie śmiesznie, bo nie wiedziałam że przy naświetlaniu szyi wyjdą mi włosy na głowie, w trakcie naświetlań uraczyłam się szamponetką i zrobiłam sobie czekoladowy brąz. Co z tego, że w ogóle nie było tego widać, bo włosy odrosły w podobnym kolorze jak ta farba. Nagle przy porannym myciu zauważyłam, że mi włosy wypadają garściami, myślałam że z całej powierzchni głowy. W internecie naczytałam się złych opinii na temat jakości szamponetki tego producenta i taka byłam zła na siebie, myślałam sobie jaka jestem głupia i w ogóle co ja zrobiłam :P Szczęście w nieszczęściu, że to nie wina farby i już nie mam pretensji do siebie :P
Udało mi się zdać też pierwszy rok moich studiów :D Ze względu na leczenie musiałam sobie sesję przedłużyć, ale już jest do przodu. Mam nadzieję, że w tym roku będę systematycznie uczęszczać na zajęcia i nic mi w tym nie przeszkodzi :)
Teraz chyba bardzo się nudzę, bo jestem na etapie rozjaśniania włosów korzeniem rzewienia i chemicznym rozjaśniaczem w sprayu. Odżywiam włosy i nie widzę przesuszenia i zniszczenia. Robię to, ponieważ te włosy odrosły mi ciut ciemniejsze niż miałam i szczerze jakoś mi się to nie podoba. Wcześniej nigdy nie farbowałam włosów itd., a teraz stwierdziłam, że nie ma co się w życiu ograniczać. Obciąć i wymyślać fryzur na razie nie mam z czego i chyba dlatego sobie ubzdurałam to rozjaśnianie :P
Poza tym jest listopad i chyba dopadła mnie jego aura. Chodzę strasznie rozdrażniona, nic mi się nie chce, a przy tym okropnie się nudzę. Taka leniwa maruda się ze mnie zrobiła. Nawet książki dobieram teraz poważne i straszne, podjęłam się ostatnio literatury lagrowej. Dawno nie czytałam tego typu świadectw przeszłości, bo wiem, że za często nie można dla swojego własnego psychicznego dobra. Inne "przyjemniejsze" książki strasznie mnie denerwują swoją prostotą, a także naciąganiem i nadawaniem tragizmu temu, co tragiczne nie jest typu jakieś psychologiczne o nieszczęśliwych związkach czy pierdoły i love story dla nastolatek. Odmóżdżaczom teraz mówię nie, bardziej służy mi "zryta bania". Jeśli wiecie o co mi chodzi.

piątek, 23 sierpnia 2013

Wakacje, błogostan

Nie pisałam długo, ale chyba tylko dlatego, że jest mi tak dobrze... :) Zrobiłam badanka, węzły mam powiększone, ale PET czysty. I z tego się cieszę. Byłam już na tej tomografii, przed którą miałam zrobioną tę maskę śmieszną. A ja jak głupia oczy sobie wymalowałam na to badanie, zresztą jak zwykle jak gdzieś wychodzę. Masa plastyczna tej maski była ciepła i mokra, więc był to swoisty test mojego tuszu do rzęs. Już myślałam, że na tą tomografię pójdę jak straszydło i ludzie się będą na mnie dziwnie patrzeć, ale nie rozmazałam się bardzo, tylko posklejały się troszkę :P "Może to jej urok? Może to...itd"  Śmiali się ze mnie, że mi rzęsy z maski wychodzą, ale co - jak się je ma to trzeba o nie dbać żeby były mocne :D

Poza tym jest fajnie. Czuję się normalnie, czyli więcej do szczęścia nie trzeba, włosy rosną i denerwują człowieka że się wykręcają, ale nie, nie powiem na nie złego słowa już. Niech sobie rosną szyybko :) Pomimo tego, że są jeszcze gęściejsze niż wcześniej i ja nie wiem jak sobie później z nimi poradzę ;) Marzyłam w tamtym roku o wakacjach i teraz wreszcie je będę miała, zmienię krajobraz otoczenia. Już nie mogę się doczekać ;) Myślałam, że i w tym roku nici, ale wyjaśniło się, że na plan naświetlań muszę poczekać i mam kilka pewnych dni wolnego od lekarzy, badań i szpitali. Odliczam tylko czas ;)

Ogólnie to zgrubłam i postanowiłam wziąć się za siebie i ćwiczonka i ograniczanie słodyczy. Nie da rady, żebym nie jadła ich wcale, ale ograniczyć można. Nawet trzeba :P Może kiedyś w końcu będę piękna :P Oby!

środa, 5 czerwca 2013

Jest stanowczo za mokro.

Pogoda jest okropna. Na szczęście mieszkam we wspaniałej części mojego miasta (tej z mikroklimatem :P) i nie zalało nas tak jak innych. Wczorajszy deszcz nieźle urządził niektórych, mam na myśli podtopienia, zalane samochody, ulice całe w wodzie. Nawet gdzieś w internecie widziałam fotę jak jakieś dziecko pływa w tym szlamie na ulicy. Jak żyję to jeszcze tego u nas nie widziałam. Centralna Polska i takie rzeczy eh eh :)

Jeśli na dworze jest deszczowo, to w moim przypadku znaczy, że jest nudno. Nie wychodzę prawie nigdzie, bo zimno. Dla mnie - zimno razy dwa. Wróciłam do szkoły i wzięłam się za naukę. Może coś teraz uda mi się pozaliczać. Wiadomo, że wrzesień jest nieunikniony, ale oby zdać :D

A włosy rosną, tomografie i PET się zbliżają. I wiecie jakie mam piękne rzęsy? Takie gęściutkie i nadal rosną. Musiałam się pochwalić :D Jak osiągną pełną długość to aż zdjęcie im zrobię :D


Ja chcę słoneczko!!!!!!!!!!!!!

piątek, 17 maja 2013

Bo pielęgnacja to podstawa :D

Zauważyłam kilka dni temu, że siwieją mi brwi. A to oznacza że one już odrastają niemiłosiernie szybko i są bardzo wkurzające. Tego akurat nie lubię, ale widzę też, że mam już coś na głowie :D :D :D Co prawda białe jak u łysego dzidziusia, ale zawsze. A wczoraj koleżanka moja zauważyła, że mam króciutkie rzęsy :D Tak sobie rosną po cichutko jedna przy drugiej. Nawet nie wiecie jak ja się cieszę! Już niedługo pewnie jak zamrugam oczami można będzie poczuć powiew, takiego wiatru narobię :D

W związku z tym zabrałam się od razu za odżywianie tego, co mi tam na tej głowie kiełkuje. Poprosiłam mamę o zakupienie odżywek polecanych na forach internetowych, a do tego stosuję nadal mój cudowny szampon. Wierzę, że dzięki temu pomogę moim wytęsknionym włosom i za miesiąc będę mieć być może gęstego jeża, a za dwa liczę na stylowego jeża :D Rozważam także picie pokrzywy, podobno też skuteczna na włosy :P

Niech szybko odrastają, bo ci ludzie, którzy się wszędzie na mnie gapią doprowadzają mnie do szału. Najbardziej nie lubię tych najbardziej perfidnych, którzy nie przestają się lampić pomimo tego, że ja wiadomym wzrokiem się na nich spojrzałam. Kurczę, mam 2 ręce i 2 nogi, nos mam, usta, oczy, ubrana chodzę normalnie a ta chustka na głowie wzbudza taką sensację jakbym co najmniej była przybyszem z kosmosu. Chyba muszę sobie sprawić jakąś koszulkę z wiadomym napisem :D

A poza tym wszystko dobrze. Chyba zdrowa już jestem, bo od nowa zaczynam szukać problemów :D

czwartek, 2 maja 2013

Jak miło ;)

Jak dobrze jest w domu. W poniedziałek byłam na kontroli i jest wszystko ok, kolejna za 2 tygodnie. Czuję, że żyję :)

Szkoda tylko, że jest tak mało ciepłych dni, bo chętnie bym sobie częściej pospacerowała. Jedyne co mnie denerwuje, to moje zimne ręce i stopy i to, że mi zimniej niż innym. Tamtego lata też tak było, ale mimo wszystko teraz czuję się gorzej jak innym ciepło w samej bluzie a ja wolę założyć płaszczyk i nie dość, że mam tą  kurtkę to jeszcze czapkę na głowie (wolę czapki od chustek bo od chustek często bolą mnie uszy :P )

Także na przyszłość, jeśli jesteś zdrowy i widzisz osobę ubraną troszkę cieplej niż wymagałaby tego pogodowa aura, to nie patrz na niego jak na debila :))

Tak mi się przypomniało, że zrobiłam foteczkę workowi z moimi komóreczkami podczas przeszczepu, to się pochwalę a co :D




poniedziałek, 22 kwietnia 2013

W domuuuuuu!

W piątek mimo zamieszania udało mi się wrócić do domu :D Zregenerowałam się szybko, pewnie dlatego, że dostawałam czynnik wzrostu,żeby to zapalenie w mojej jamie ustnej się szybciej zagoiło. No i jest ok :)

Podsumowując:

  •  spędziłam teraz w szpitalu niecałe 41 dni
  • 7 dni żywiłam się żarciem pozajelitowym
  • miałam bakteriemię Staphylococcus hominis
  • nudziłam się straaaasznie
  • nauczyłam się programu tv pon-pt na pamięć
  • moimi osobistymi rzeczami bez których nie czułam się pewnie stały się miski nerkowate
  • kilka dni nie mogłam mówić ze względu na ból a później sepleniłam bo tak było łatwiej
  • opiłam się morfiny i żałowałam, że działała tylko przeciwbólowo :P
  • rozleniwiłam się okropnie
  • zakładano mi wkłucie o 2 razy za dużo
  • poznałam pomidorowy smak moich komórek
  • były chwile, że miałam wszystkiego dosyć
  • pożarłam tyle kostek lodu, że kiedy o tym myślę robi mi się niedobrze (teraz też mi się zrobiło)
  • nie chciałabym przeżyć tego drugi raz
To mimo tego stwierdzam, że nie było tak źle, zawsze mogło być gorzej i trzeba się cieszyć z tego co jest.
Ludzie przeżywają gorsze rzeczy niż to moje marne auto. Wszystko jest do przeżycia :)

wtorek, 16 kwietnia 2013

Coraz lepiej

Wczoraj zabrali mi worek z jedzeniem i przypomniałam sobie smak chleba. Jeszcze bez skórki, bo nadal język boli, ale wszystko się ładnie goi. Podobno morfologia idzie jak burza i niedługo powinnam pójść do domku! :D

niedziela, 14 kwietnia 2013

+11

Wreszcie tak mnie nie boli. Wszystkie nystatyny, caphosole to za mało, żeby mi wtedy pomóc, ulgę przynosiła mi jedynie morfina. Na noc smaruję całą buzię piochtaniną i nie mogę się domyć po niej, ale to szczegół. Grunt, żeby pomagała, a o resztę pomartwię się później.

W ogóle przez ten czas nie włączałam komputera, bo nie miałam siły i nie chciało mi się. Zresztą jak ból mi promieniował do głowy to wiadomo, że ostatnią rzeczą jaką się chce jest siedzenie przed komputerem.

A tak to popijam nutridrinki, ostatnio jakieś zupy jem a ogólnie to przez 20 godzin nie wstaję od stołu :) Mam na myśli worek z żywieniem, nie w sensie że taka żarta jestem :D

Wiosna przyszła, niedługo i ja pójdę sobie stąd. Czekaaaam! :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Ała :(

Siedzę i czekam, aż będzie lepiej, a wyniki wciąż spadają. Nie odczułabym tego, gdyby mnie dziąsła i język nie bolał. Wczoraj miałam problemy zjeść kisiel, bo zrobiłam sobie za gęsty. Zbytnio nie mówię, bo jak język obija się o zęby to strasznie boli. Poza tym jest całkiem ok.

A tak poza tym oglądam bajeczki i Boo jest taka słodka!
Wlazł kotek na płotek i mrugaaa
lalalalala
deszcze niespokojne potargały sad
nie wiedziały co to smutki trzy wesołe krasnoludki <3

środa, 3 kwietnia 2013

Auto.

W życiu nie miałam takiego lenia jak dzisiaj. Od rana byłam bladym olewantem. Jeśli takie słowo w ogóle istnieje. A jaka byłam zła jak musiałam wstać do łazienki! Miałam wszystko gdzieś, spałabym tylko i w ogóle wszystko było mi obojętne. Ten cały przeszczep też. Tak jak dr ostrzegał, fajerwerków nie było. Ale co tam :) 6 małych worków spłynęło, ja wżerałam landrynki, bo moje komórki smakowały jak koncentrat pomidorowy. W sumie nawet barwa podobna. Może człowiek ma coś z pomidora? :)

Ale jak się już wyspałam jest duuużo lepiej. Nawet w końcu coś zjadłam. Mam nadzieję, że nie zapeszyłam i że nie będzie tak źle. W końcu najgorsze już za mną, teraz tylko czekam aż wszystko zacznie pracować i będzie jak dawniej! :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Lodowato za oknem i lodowato we mnie.

Wczoraj nie miałam siły nic pisać, stłamsiło mnie troszkę. Ale jestem dumna, że pochłonęłam 7 czy 8 worków z lodem, na razie nic takiego w mej buzi się nie dzieje. Ten lód to taki rodzaj terapii, żeby ta głupia chemia ominęła jak najszerszym łukiem śluzówki. Z zimna robiłam się sina i liczę na to, że było warto. Mam nadzieję, że obędzie się bez żywienia pozajelitowego.

Dziś jest już lepiej, ale nadal niezbyt wiele we mnie witalności. Nie mogłam w ogóle zwlec się z łóżka. Szczyt lenistwa. Teraz tylko czekam do środy, a później jak najprędzej do domku.  Oby bez przykrych niespodzianek po drodze.


sobota, 30 marca 2013

Przedostatnia

Dziś Wielka Sobota a ja zamiast siedzieć w domu, kończyć ciasta i kroić sałatki siedzę tutaj. Nawet nie wiedziałam, że lubiłam to. Jakiś pożytek z tego szpitala dla mnie jest, przynajmniej się dowiedziałam.

Rano i wieczorami czuję się dobrze, nie mogę narzekać. Muli mnie wiadomo, ale zjem śniadanko, kolację. Z obiadem już gorzej, bo ja chyba nie wyrabiam przetwarzać tych płynów, duszno mi bardzo. Budzę się już z nadmiarem minimum 1,5 litra i tak trzeba przyjmować kolejne dawki i kolejne. Po 11 przyjdą zapewne 2 butelki for me. Jakże się cieszę. Ale już niedługo...

A Wy cieszcie się, że jutro zasiądziecie z rodzinką swą do świątecznego śniadanka, nie narzekajcie na pogodę, bo to nie ten świąteczny pogodowy klimat jest najważniejszy, ale ten, który tworzy się w Waszych domach :) Wesołego Alleluja! :D

                                                                       Jakie słodziaczki!
                             
źródło: http://www.zdjecia.biz.pl/pokaz_obrazek.php?adres=wielkanoc-jajka-kurczaczek-kroliczek-pisanki&rozdzielczosc=640x480

piątek, 29 marca 2013

Jeszcze troszkę

Jest naprawdę znośnie. Nie chcę chwalić dnia przed zachodem Słońca, dlatego nie pochwalę się dziś więcej. Muli mnie, nie powiem, ale jedynym mankamentem jest to, że czuję się i wyglądam jak chomik. Dostaję moczopędne ale i tak trochę we mnie zostaje. W końcu to jest chyba z 6 litrów albo i więcej dziennie...

Oglądałam właśnie w tv, że przejściowe pory roku tj. wiosna i jesień mają zanikać w związku ze zmianą klimatu. Wiecie, globalne ocieplenie na zimnych lądach, bardzo zmniejsza się pokrywa lodowa i wiatry inaczej się układają i stąd to wszystko. A to co mamy teraz za oknem to pomału tego skutki. Lubię gdy jest ciepło, ale długie upalne lato jest zbyt męczące. A teraz to już w szczególności.

Także minęły dwa dni chemiozy, jeszcze tylko 3. Z tik takami i gumami dam radę (żeby nie czuć smaku tego okropieństwa właśnie się tym zajadam i jak narazie pomaga :) ) Nie mam wyjścia, muszę dać :)

czwartek, 28 marca 2013

Challenge accepted!

Chemię mimo wszystko zaczęłam w środę. Grunt, że w ogóle zaczęłam. To, że tutaj piszę świadczy o tym, że jak narazie czuję się dość dobrze. Wczoraj może nie było tak źle, ale od pierwszego leku strasznie bolała mnie głowa.

Narazie mi wesoło, choć dosyć ciężko na żołądku, ale do czasu. Pewnie po 10 przyjdzie kolejna dawka... A jeszcze z nocy zostało we mnie 1,5 l i czuję się bardzo ociężała. Jak można tak rozciągać mój biedny brzuszek :(

Chemia ma trwać ogólnie 5 dni, pierwszy już za mną. Jeszcze tylko 4. Tylko - aż!

poniedziałek, 25 marca 2013

Kroczek do przodu

Zdaje się, że w końcu to moje leczenie ruszy. Z wkłucia przestało się sączyć, dziś mam płukankę i spacerki tam i z powrotem dzięki wspaniałemu Furosemidowi (dla niewtajemniczonych to lek mocno-moczopędny :D). Jutro zaczynam chemiozę a we wtorek przeszczepunio. Trochę bałam się chemioterapii, ale chyba po tak długim wyczekiwaniu lęk minął. To wręcz moje małe marzenie, by się zaczęła i abym już to wszystko miała za sobą. Bo w końcu potem ma być tylko lepiej, no nie?

E. pytała mnie o port, a taki pomysł owszem był. Dwa oddziały musiałam zwiedzić - chirurgię onkologiczną i chirurgię naczyniową, po to, żeby się dowiedzieć, że nie będę w gronie tych "szczęśliwców", ponieważ ze względu na zakrzepicę prowadnica nie chce przejść do żyły głównej. Ale kilka prób owszem było i doskonale wiem co to za przyjemność dłubania tym drucikiem :)

Ale cieszmy się, że wiosna w końcu do nas idzie, to podobno ostatnie tak zimne dni. Co prawda dla mnie najfajniejszą rzeczą  w wiosennej pogodzie było uczucie ciepłego podmuchu we włosach i z racji pewnych moich ubytków będę musiała znaleźć sobie inne pozytywne aspekty. Muszę intensywnie o tym pomyśleć.

piątek, 22 marca 2013

Lirycznie tak jak zwykle

Gdybym w końcu po 2 tygodniach pobytu dostała tą chemię to chyba nie nazywałabym się tak jak się nazywam. Eh eh eh... ;)

A to wszystko przez moje wkłucie. Z powodu guza mam zakrzepicę w żyłach w klatce i  nie mogę mieć wkłucia centralnego tam gdzie wszyscy - pod obojczykiem, w szyi. To by było zbyt piękne, Ewelajn ma je w udzie. Konkretniej w pachwinie. Ta gimnastyka przy kąpieli, by nie zmoczyć opatrunku - szał ;) Ogólnie przez 2 tygodnie zdążyłam mieć wkłucie w prawym udzie, ale sączył się płyn niewiadomego pochodzenia, próba w szyję przy użyciu usg i skopii (niektórzy nadal nie wierzą, że po prostu się nie da) i drugie wkłucie, które ostatecznie zostało, ale z niego też się sączy :P Nikt nie wie co to i dlaczego i póki nie przestanie boją się podać cokolwiek toksycznego, żeby nie wdała się martwica lub po prostu żeby nie było zakażenia. W sumie lepiej dmuchać na zimne.

Jestem trochę zła, bo siedzę tu już tyle czasu na marne, ale cóż. Także chill + weekend'owo ciąg  dalszy.



                                        




czwartek, 21 marca 2013

Jeszcze chillout

Oczywiste jest to, że nigdy nic nie dzieję się u mnie w pełni zgodnie z planem. Tak też jest i teraz -  i tak chemia ma poślizg, więc tym bardziej można ją przełożyć po raz kolejny na jutro. Jeśli jutro wystartuje, to przeszczep będzie w Wielki Piątek. Może to nie jest jakaś super okoliczność, ale na przeszczep każda pora jest dobra :) Już wymyśliłam sobie całą symbolikę jaką mogę nadać, ale może nie będę jej upubliczniać :P A tak w ogóle to ja prawie 21 lat temu też urodziłam się w piątek. Szałowo, poniekąd narodziny po raz drugi :D

Strasznie nudno w tym szpitalu. Studenci nie odwiedzają, nie męczą, z innymi pacjentami nie ma się styczności. A w sumie jak ekipa jest dobra nie jest tak źle :D A najgorzej jak trafi się na ludzi, którzy zachowują się tak jakby tylko oni byli chorzy.. Czasem przez takich chodziłam z ciśnieniem, ale może to i dobrze, bo ogólnie mam niskie :P Dobre fazy są też ze studentami. Niektórzy to takie bystrzachy, że mucha nie siada. Nic tylko później leczyć się u takich specjalistów ;)

Ogólnie to teraz czekam sobie na doktorka aż przyjdzie i wytłumaczy mi, jak w ogóle ta chemioterapia będzie wyglądać. Jestem przygotowana na to, że będę mieć wszystkiego dosyć, jak zwykle zapewne będę wymiotować, a jeszcze trzeba sikać do tego kubeczka... Jeju jak ja tego nie lubię. W sumie świat byłby dużo piękniejszy, gdyby wymyślili inny sposób prowadzenia zbiórki moczu. Wymyślają takie komputery, gadżety, telefony z bajerami a z tym słoikiem nic się nie zmieniło.. eh ;) Najważniejsze jest to, że nie można być mięciochem, trzeba być STRONGER! :D






PS Dr oczywiście wytłumaczył mi wszystko - to co sama wiedziałam - chemia, a w piątek spłynie mi 6 woreczków moich komórek. A sam przeszczep określił jako nic spektakularnego. No cóż, fajerwerków to ja od początku się nie spodziewałam, ale mimo to i tak na to czekam ;)

środa, 20 marca 2013

Powitalnie

Miss chłoniaka to oficjalnie Ewelina. Cóż, jaka kategoria wyborów, taka miss :) Od kwietnia zeszłego roku choruję na ziarnicę złośliwą, a bardziej mądrze - chłoniaka Hodgkina (i ta nazwa mi się bardziej podoba, jeśli w ogóle choroba może się podobać). W sumie choruję dłużej, ale w kwietniu zdiagnozowali. Chciałabym zabić szpitalną izolatkową nudę, podzielić się moimi przeżyciami. Pragnę pokazać, że chociaż nie jest kolorowo to wszystko jest do przeżycia ;)

Zastanawiam się od czego by tu zacząć.. Może ku przestrodze jeśli kaszlesz, pocisz się w nocy, swędzi cię skóra całego ciała, gorączkujesz i do tego wyskoczył ci jakiś węzeł chłonny to być może witaj w klubie. U mnie zaczęło się właśnie tak klasycznie, wręcz książkowo. Ale co tam człowiek wiedział.. :) Troszkę siara było siedzieć na zajęciach i kasłać jak stary gruźlik, ale przecież poszłam z tym do lekarza i dostałam syrop.  W sumie to nawet nie zorientowałam się, że mam nocne poty w sensie, że takie z nikąd - przecież śpimy we 3 w tym akademikowym pokoiku gdzie jedyną wentylacją jest okno to nie dziwne, że gorąco. Tak to sobie człowiek tłumaczył. A świąd skóry szczególnie po umyciu? W sumie ta warszawska woda... Najśmieszniejsze jest to, że wracając w weekendy do domu tych objawów nie było :P Tak skrótowo, doprosiłam się lekarza o szczegółowe badania, na zdjęciu RTG płuc wyszły pakiety węzłowe (czyli węzły urosły i zbiły się w guza), wysokie OB i CRP a w morfologii coś tam z granulocytami i anemia. Potem wyskoczył węzeł nadobojczykowy prawy i już nikt nie miał wątpliwości, że trzeba do szpitala. No to ostatnimi czasy sławny szpitalu w skc witaj ;)

W ogóle śmiechowo jak dla mnie, gdy dowiedziałam się co mi jest. Pewien lekarz w skc był bardzo tajemniczy, ja wiedziałam, że on wie, ale nie chce mi powiedzieć. Zresztą sama oczywiście wygooglowalam sobie moje ewentualne choroby.. Szeroka paleta, nie powiem od podejrzewanej przez lekarza POZ sarkoidozy po przeróżne białaczki i raki płuc. Otóż w dniu kiedy miałam zostać przewieziona do kliniki w łdz to na obchód przyszedł pewien starszy pan dr z jakąś młodą i tak mnie wypytywał i wypytywał po czym uśmiechnął się do tamtej panienki i powiedział: "To wszystko wiadomo". Popatrzyłam się co taki wesoły i spytałam co wiadomo, a on taki beztroski, że to chłoniak. Cóż za profesjonalizm:) A tamten lekarz tak się starał, żebym dowiedziała się po szczegółowych badaniach w klinice :P


A co się działo później to cuda wianki :P Wycięli mi ten węzeł koło szyi, w maju wycinali mi trochę węzła z klatki, przeszłam 3 cykle standardowej chemii ABVD, zostałam łysa. To co standardowe okazało się nie dla mnie (wiadomo, mnie nie jest tak łatwo zadowolić :)), więc musiałam przeżyć bardziej zintensyfikowane leczenie jakim są 3 cykle ICE, a teraz siedzę grzecznie i czekam na przeszczep szpiku. Czaaad.

Jeśli nic jak zwykle to u mnie bywa się nie obsunie, jutro zaczynam megachemię przed przeszczepem. Czuję, że jak to zazwyczaj ze mną bywa będę od jutra nadzywczaj wylewna :P I może na tym zakończę :)


"I w ciężkiej cho­robie tkwi dob­ro. Kiedy ciało słab­nie, sil­niej czu­je się duszę." 
                                                                                                 Lew Tołstoj
Copyright © 2014 Przyczepiła się do mnie ekipa Hodgkina...

Distributed By Blogger Templates | Designed By Darmowe dodatki na blogi